Recenzja filmu

Red Eye (2005)
Dong-bin Kim
Il-guk Song
Shin-yeong Jang

Życie jest jak podróż koleją

Historie nawiedzonych miejsc są tak stare, jak stary jest gatunek horroru. Mamy więc nawiedzone domy ("Nawiedzony"), hotele ("Lśnienie"), szpitale ("Boo","Delikatna"), a nawet centra handlowe
Historie nawiedzonych miejsc są tak stare, jak stary jest gatunek horroru. Mamy więc nawiedzone domy ("Nawiedzony"), hotele ("Lśnienie"), szpitale ("Boo","Delikatna"), a nawet centra handlowe ("Lustra") i statki ("Ghost Ship"). Pociąg widmo to jednak niejaka nowość i perełka, która zdarza się nieczęsto i wprowadza na ekrany pewien powiew świeżości. Najbardziej znane historie o nawiedzonych pociągach i stacjach pochodzą z naszego polskiego podwórka. Ich autorem jest urodzony w 1887 Stefan Grabiński, ojciec takich opowiadań jak "Pożarowisko", "Szary Pokój" czy "Smoluch", pochodzący z tomu "Demon Ruchu" (1919 rok), traktującego właśnie o tematyce kolejarskiej. Duchy konduktorów i pasażerów, stacje widmo czy sygnały dziwnego pochodzenia - to wszystko znajdziemy w "Demonie". "Red Eye" koreańskiego reżysera Dong-bin Kim doskonale wpisuje się w taki właśnie klimat. Historia zaczyna się w momencie urodzin Oh Mi-sun (Jang So-Yeon), która czeka na powrót ojca, siedząc z babcią przed telewizorem. Kiedy dziewczynka orientuje się, że babcia nie żyje, odnajduje zepsutą zabawkę - plastikowy pociąg. W tym samym czasie w telewizji podają informację o katastrofie składu "Chińska Róża". 15 lat później Oh Mi-sun zaczyna pracę jako obsługa barku na ostatniej trasie "Chińskiej Róży". "Red Eye" jest horrorem typowym dla kina azjatyckiego. Mamy tu więc zarówno niespokojne duchy ofiar katastrofy, garść wspomnień z przeszłości głównych bohaterów jak i to, co przede wszystkim kojarzy nam się z Azją: technologię. Aparaty fotograficzne i telefony komórkowe po raz kolejny odegrają tu bardzo ważne role. Znajdziemy tu zarówno chwile straszne jak i wzruszające. To, co wyróżnia "Red Eye" spośród innych horrorów, to przede wszystkim oryginalny i odważny pomysł. Tak mała przestrzeń jak kolejowy wagon pozostawia niesamowicie małe pole manewru, jednak twórcy wyszli z tego zadania obronną ręką. "Red Eye" nie nudzi. Nie ma w nim irytujących dłużyzn, ani scen, które sprawiają wrażenie wstawionych tylko po to, aby obraz trwał kilka minut dłużej. Wszystko ma tu swoje miejsce, każdy z pasażerów odgrywa ważną dla całości rolę. Każda z osób jest jak element układanki i ma się wrażenie, że bez niej historia byłaby niekompletna. Kolejnym atutem "Red Eye" są wspaniałe zdjęcia. Pociąg widmo robi niesamowite wrażenie, jest przerażający, a jednocześnie niesamowicie piękny. Hee-Seong Byeon odwalił kawał dobrej roboty, za którą należy mu się ogromne uznanie. Dzieło Dong-bin Kim nie jest jednak idealne. Podstawowym minusem jest wykorzystanie po raz enty motywu z długowłosą kobietą, która pojawia się znikąd i właściwie nie wiadomo, o co jej tak do końca chodzi. Może irytować, ale taka już specyfika kina azjatyckiego. Wiele niezrozumiałych dla europejskiego odbiorcy rzeczy dla Koreańczyków czy Japończyków jest oczywiste i bez nich nie może się obejść żadna szanująca się historia o duchach. jest to w zasadzie  mój jedyny zarzut pod adresem "Red Eye". Zarówno gra aktorska jak i zaskakujące zakończenie są bez zarzutu, więc nie ma potrzeby doszukiwania się na siłę drobiazgów, które nawet jeżeli ktoś uparty znajdzie, nie przeszkadzają zupełnie w odbiorze filmu. Podsumowując. "Red Eye" jest filmem dobrym, który na pewno zadowoli każdego fana kina azjatyckiego. Osobom, którym ten rodzaj filmów jest obcy, także powinien się spodobać, przede wszystkim ze względu na swój niesamowity klimat. Polecam!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones