Nie wiem, kogo i czy w ogóle ten film oczernia, wybiela, stawia w złym lub dobrym świetle. Nie obchodzi mnie to. Dla mnie jest to przede wszystkim piękna historia o tym, jak młodzieńcza naiwność zderza się z brutalną rzeczywistością, jak łatwo można manipulować ludźmi, jak tragiczne w skutkach bywa odosobnienie i odrzucenie, jak ciężko jest żyć w tym świecie ludziom wrażliwym.
Film porusza wiele problemów, ważnych nie tylko te 70 lat temu, ale i w obecnych czasach.
Muszę przyznać, że nie oczekiwałam po nim wiele, obejrzałam właściwie tylko dla Maxa Riemelta. Tymczasem skończyłam ze łzami w oczach i ściśniętym gardłem. Dawno się tak nie wzruszyłam. Naprawdę polecam.