Porusza wiele problemów. Nie daje odpowiedzi.
Całość spina Hopkins który w tej roli wywalił mi dziurę w głowie. Perfekcyjne gesty, spojrzenia i zero nieprzemyślanych, zbędnych dodatków. Oj napracował się przy tej roli. Relacje między głównymi bohaterami trudne, zawile nawet duszne można rzec. Będą kompletnie niezrozumiałe dla przeciętnego Kowalskiego, któremu jak chce się sr..ć to tak też robi. Kompletnie inny świat. Dziś już cale szczęście odchodzący do lamusa. Zbyt sztywna etykieta to niestety idiotyzm. Pierwszy raz to napiszę - przerost treści nad formą :P
Masz rację, nie dla przeciętnego Kowalskiego. A Hopkins jak zwykle świetnie wypadł. Przepiękny film mówiący o tym, jak dusimy w sobie uczucia, a one potem ulatują z nas pomału, niespełnione. Historia o tym jak zatracamy się każdego dnia w codziennych czynnościach, a potem pozostają nam tylko okruchy... Mnie ten film oczarował i nie rozumiem negatywnych opinii, ale cóż, trzeba się liczyć, że nie wszyscy go niestety docenią, pozdrawiam :)
Kiedy poczucie obowiązku przysłania Ci cały świat, będziesz musiał za to zapłacić najwyższą cenę.
Świetny film, potwierdzam.
Stevens i Kenton to chyba najbardziej boleśnie rozczarowująca filmowa para. Przykre jest to oczekiwanie, i stopniowa utrata nadziei na szczęście tej dwójki wraz z każdą ich wspólną sceną. Że też żadne z nich nie pękło!
Jeśli natomiast chodzi o samą postać Stevensa, to mam wrażenie, że jest/staje się on nie tylko ofiarą własnej natury, ale też wychowania. Myślę, że tą swoją chorą gorliwość (ba! - wręcz poczucie misji) zawdzięcza częściowo ojcu. Temu, który po 54 latach pracy nie pozwoli niczemu - ni kamieniom, ni chorobie - odsunąć go od służby. Poza tym Stevens ewidentnie sprawia wrażenie osoby niepewnej siebie, nieśmiałej - nie tylko w kwestii kontaktów międzyludzkich. Może nadinterpretuję, ale scena z książką (czytanie w celach edukacyjnych itd.) i unikanie wyrażania opinii nawet w sytuacjach pozasłużbowych wywarło na mnie wrażenie, jakby uznawał swoją jakby niższość intelektualną. Nie wiem, być może przez system klasowy utożsamiał ją częściowo ze statusem społecznym? Ogólnie tragiczna postać, tak całkowicie niebiorąca udziału we własnym życiu. Smutne.
Fantastyczny wpis. Przepraszam, ze tym razem nie podejme tematu, ale jestem bardzo zapracowany. Pozdrawiam i zal sciska mi dupsko ze nie mam sil na wymiane pogladow. Moze ktos sie trafi. Peace.
Jak to żadne nie pękło... Przecież właśnie pani Kenton pękła, okazala słabość, przyznała, że nieprawdą jest, że obmawiala go do pana Bena, przeprosiła go za to. Poza tym po raz kolejny mówiła do Stevensa o swoim zamążpójściu, widać było, że go prowokuje do jakiejś reakcji, a tu ściana obojętności. Z bezsilnosci rozpłakała się wprawdzie w swoim pokoju, a on kierowany współczuciem kiedy usłyszał i wszedł miał wtedy szansę zareagować po ludzku, ale niestety udał, że tego nie widzi i zagail coś o obowiązkach domowych...
Dla mnie scena z książką powala - napięcie takie, że można kroić jak nożem :) Film świetny, ale nie dam 10, bo wg mnie końcówka nie trzyma takiego poziomu jak cała reszta filmu.
Sir Anthony przeszedł sam siebie, Emma Thompson to taka wisienka na torcie. Ogólnie oceniając - pozycja obowiązkowa